• Banner01_5x2_1920x512.png

Po Majówce. Repeta

„Pusto w Gorcach jest jesienią, chociaż w dole życie wre.
Tutaj w górach tylko buki złocą się wśród innych drzew.
Gdzieś w dolinę wiodą ślady, ktoś niedawno siano wiózł.
Na polanie pozostawił trzy ostrewki puste już”.

Jak ogólnie wiadomo pogoda lekuchno pokrzyżowała nam szyki na ostatniej Majówce. Skutkiem czego na Turbacz dotarła tylko część ekipy. Reszta przed opadem schroniła się w Szczyrzyckim opactwie. Wzruszenie prawie odebrało mi mowę, kiedy w sobotę zadzwoniła Gaździna z propozycją niedzielnego wypadu w Gorce. Na Turbacz!  Ostatni raz byłem na Turbaczu ca 50 lat temu. Okazało się, że dla Doroty to była rocznica 40 a dla Grażki i Jurka wejście inauguracyjne.  W sobotę pogoda jak drut, taka sama ma być w niedzielę. Super, już cieszymy się na zdjęcia Tatr. Startujemy o 7 rano. Mgła, ale ma się podnieść/opaść. Dojeżdżamy do Koninek skąd wyciągiem krzesełkowym, (co znaczy znajomość załogi przez Gazdostwo) prawie kilometr, z przewyższeniem ponad 300 m. podjeżdżamy na Tobołów.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Stamtąd czerwonym szlakiem na Turbacz. Przeciera się, słoneczko niby już jest. Ale mgiełka wisi w powietrzu i Tatry… gdzieś za mgłą. A i jeszcze jedno. Gazda mówi, że zapomniał wziąć aparat. Podejrzewałem przez chwilę, że skrytobójczo chciał odpocząć i pooglądać. Ale w plecaku dźwigał swoją sześćsetkę, która waży więcej niż niejeden aparat.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Droga? Jak to jesienią. I w Gorcach. I po poprzednich opadach. Glinka raczej mięsista. Fajnie słychać jak wyciąga się buty z tej brunatnej mazi. Chociaż miłe to nie jest. Ale co tam my, kolarze górscy – ci dopiero dostają szkołę. Ale pchają te swoje welocypedy pod górkę. My też te nadmiarowe kilogramy taszczymy. Jest szczyt. Jest schronisko. 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Ciepła nie ma, więc pod dach. Kolejka do bufetu jak za mięsem (w słusznie minionym czasie). W końcu meldujemy się przy szynkwasie. Cztery kwaśnice na żeberku, dwie herbaty, dwa piwa, chwila oddechu i dyskusja, jakim szlakiem w dół. Przeważa (na szczęście) opcja Doroty i niebieski będzie nam towarzyszył, aż do końca.  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Początek niezły, widoki, sucho, hale. Chwila zadumy pod Szałasowym Ołtarzem gdzie w 1953 r. późniejszy papież JPII odprawił mszę św. po raz pierwszy stojąc twarzą do wiernych. Idziemy dalej. Druga część trasy wiedzie przez las. I niby szlaki robione były niezbyt dawno gliniaste podłoże i wilgoć powoduje, ze zdarza się nam robić ewolucje jak z łyżwiarstwa figurowego. Na szczęście obyło się bez podwójnego radebergera i efektownego walnięcia o …glinę. Wiadomo, że nogi też trzymają (he, he, he) gorzej niż na początku.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Ale te przebarwienia drzew i krzewów, te grzyby kolorowe, huby. I widzimy prawie namacalnie jak - „Wiatr tylko plącze się dokoła, · Na wrzosach pajęczyny wiesza· I zasypiają leśne zioła, · Jak w smutnych strofach tego wiersza”.

Jeszcze trzeba buty oczyścić z gliny i jazda. Na zakopiance nie jest najgorzej. Małe tylko ograniczenia. I za chwilę Turbacz jest już wspomnieniem.

Tekst i zdjęcia AZH

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.