• HynekBanner.jpg

Będzie niedźwiedź z „Oskarem”?

Przez moment wyglądało na to, że będzie zima. Kilka stopni mrozu. Sypnęło śniegiem. „Do kolan. Jak uklękniesz” jak mówił Ojciec kolegi.  Fajnie, bo przecież ferie. Niech dzieciaki użyją sanny. My byliśmy z początkiem roku w Tatrach. Zresztą śnieg to my pamiętamy z dawnych czasów. A że pora (kalendarzowo) zimowa, więc wszystko się zgadza. Raczej.  Tzn. raczej się zgadza, bo śniegu już nie ma. W odróżnieniu od ferii, które jak najbardziej są. Przynajmniej w tym roku. Do tego deszcz i wiatr. Czasami tylko lekuchno poprószy i wtedy przez chwilę obrazy jakby ręką Breughla malowane. Ale jak przywiało, chmury zniknęły. I błękit zapanował wśród kolorów. I tak jakoś, gdy na niebo patrzyłem przez brzozowe gałęzie powróciły obrazy z oglądanej niedawno „Zjawy”. Twierdzą fachowcy, że to pewniak do tegorocznego Oscara. Dwanaście nominacji to nie w kij dmuchał. Ale to jeszcze nic nie znaczy. Nawet to, że film otrzymał(dostał) już Złote Globy. Swoją szosą ciekawostką jest to, że Oscara przyznaje prawie sześć tysięcy „jurorów”. Sam system wyboru jest nieco (!) skomplikowany nie ma, więc sensu tutaj o tym pisać. W zeszłym roku mieliśmy swoje emocje, kiedy do końca w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny walczyła polska „IDA” z rosyjskim „Lewiatanem”.Jak wiadomo „IDA” wygrała. W tym roku faworytem jest węgierski "Syn Szawła". A jak będzie – zobaczymy 29 lutego.

Wracając do „Zjawy”. Zupełnie fantastyczna (Francuzi mówią magnifique) operatorka. Niebiesko stalowe pejzaże i horyzonty, aż ciarki po plecach chodziły. Krystaliczne biele śniegów. I czerwień. Czerwień krwi. Krew. I jeszcze raz krew. Film brutalny, aż do fizycznego bólu. A przy tym – jak na mnie – zbyt długi. Trwa ponad dwie i pół godziny. Może nie rozumiem ale… To taka swoista maniera, że niektórym twórcom wydaje się, że jak skatują widza to film automatycznie „stanie się” lepszym. A może tylko nie rozumiem Jankesów.  A dla nich to być może podkreślenie wartości (cokolwiek to znaczy). To trochę tak jak w polityce. Orwell mówił, że „język polityki stworzono po to, aby kłamstwo brzmiało jak prawda”. W sztuce mimo innych celów chodzi chyba o podobne podejście. Jak wiadomo Amerykanom najbardziej podobają się filmy o narkotykach i zdradach małżeńskich. Oczywiście we wszystkich możliwych wariantach. Mniej dzisiaj widać amerykańskiej klasyki, czyli westernów. A przecież to jeden z najstarszych (oprócz komedii) gatunków filmowych. Któż za młodu nie chciał zostać Indianinem? Albo kowbojem. No tak, ale kto dzisiaj czyta Maya czy innego Curwooda? Wracając do „Zjawy”; to taki nietypowy western oczywiście zmagający się z tzw. mitem założycielskim, czyli legenda Dzikiego Zachodu. Są i Indianie i westmani. Są bizony i konie. I jest – do bólu – walka o przetrwanie. Pogrzebanie żywcem „za garść dolarów”. I pragnienie zemsty. To co trzyma ten film (fabułę) i głównego bohatera (Di Caprio) przy życiu. Właśnie chęć zemsty. I podkreślenie, że wszyscy jesteśmy dzikusami. Może biali bardziej niż Indianie. Dzisiaj przecież także – (puszczenie wolno!) z nurtem lodowatej rzeki rannego szwarccharakteru, bo przecież „Pan sprawiedliwość wymierza”.

A wśród wielu pytań i gorzkich odpowiedzi rodzi się i takie. Czy Leonardo di Caprio dostanie wreszcie Oscara? Czy też jak żartują niektórzy, otrzyma go zabita przez niego w walce wręcz niedźwiedzica? A los małych, samotnych niedźwiadków nikogo już nie interesuje.

AZH

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.