• Banner01_5x2_1920x512.png

W krainie Greka Zorby

Dorota od dawna planowała wyjazd na Kretę - ale jakoś nie wychodziło. Na żagle ten rejon jakoś nie jest popularny, a w innej formie Grecji nie zwiedzaliśmy. No i w tym roku postanowiliśmy tam pojechać. Skorzystaliśmy z oferty ze strony www.creteteam.com i z czystym sumieniem możemy ją polecić! Wybraliśmy hotel Kavos Beach w miejscowości Stavros na półwyspie Akrotiri, 15 km na północ od Chanii. Na wyjazd namówiliśmy też Gabrysię i Andrzeja i zarezerwowaliśmy cztero-osobowy, dwupoziomowy apartament i samochód. Przylecieliśmy późnym wieczorem z Wrocławia do Chanii. Na lotnisku czekała już na nas wcześniej zamówiona taksówka i tak zjawiliśmy się naszym hotelu. Obsługa przywitała nas bardzo miło - częstując na dobry wieczór gratis! piwem i innymi napojami. Apartament też okazał się bardzo fajny - morze przed domkiem szumiało - zapowiadał się fajny urlop.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Kolejny dzień zacząłem fajnie , bo o 7:30 byłem już na basenie. Potem, niestety czekaliśmy trochę na samochód, chociaż stał pod naszym domem jak się później okazało. Po "greckim" kwadransie, około 10-tej pojawił się Pan i wręczył nam kluczyki do Corsy stojącej pod naszym domem!. Namówieni przez wypoczywające też w naszym hotelu dwie miłe Polki pojechaliśmy na plażę Marathi bo u nas wiało i falowało. Plaża fajna, piaszczysta (dla Dorotki to niestety - bo lubi popływać z maską i fajką a na piasku to wiadomo... ). Popływaliśmy, zjedliśmy grecką sałatkę - dla odmiany zamiast fety był wspaniały, kozi ser. Postanowiliśmy pojechać do klasztorów na naszym półwyspie. Pierwszy był Moni Agia Triada. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą z 1632 r. Został ufundowany przez wenecką rodzinę Tzangaroli. Kościół zbudowany jest w stylu bizantyjskim z charakterystycznymi trzema kopułami. Na terenie klasztoru jest muzeum z ikonami, rękopisami i pamiętnikami pochodzącymi z XV - XVII w.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Z klasztoru pojechaliśmy krętą, wąską drogą do klasztoru Moni Gouvernetou. Wiedzieliśmy, że klasztor jest zamknięty do 17-tej ale postanowiliśmy pójść najpierw do klasztoru Moni Katholiko. Po drodze odwiedziliśmy Jaskinię Niedźwiedzią. Jaskinia pełniła funkcję miejsca kultu w czasach neolitu i epoki minojskiej. Wewnątrz jest stalagmit - biały - przypominający niedźwiedzia. Z jaskini baaardzo stromym zejściem doszliśmy do ruin klasztoru Katholikon  z XI w.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Otoczenie jest wspaniałe, strome poszarpane górskie zbocza, wąwóz sprowadzający do morza i klasztor wkomponowany w pionowe skały wąwozu. Wróciliśmy do Gouvernetou - był już otwarty - ale niestety nie do zwiedzania. Sądząc po panującej ciszy remont nieprędko się skończy. Pilnujący mnich nie pozwalał ani filmować, ani robić zdjęć (chociaż ja 2 ustrzeliłem :-).

Poprzedni dzień był dość męczący, więc kolejny postanowiliśmy spędzić w najbliższej okolicy, w Stavros, na plaży słynnej ze scen z filmu "Grek Zorba". Plaża bardzo fajna, piaszczysta. Woda czyściutka, skałki, góra na tle której Anthony Quinn tańczył syrtaki. Piwo wypiliśmy w Mama's Place - knajpce gdzie stołował się Quinn z ekipą.

Popływaliśmy w morzu, zjedliśmy tradycyjną grecką sałatkę na lunch i pojechaliśmy do Chanii.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Celem było oczywiście zwiedzenie miasta oraz zakup wycieczki do wąwozu Samaria. Wycieczkę zakupiliśmy i tym samym załatwiliśmy sobie świtowe wstawanie na kolejny dzień bo o 6:15!!! mamy w następny dzień zbiórkę w Chanii. Potem włóczyliśmy się wąskimi uliczkami starego miasta, wśród sklepików i knajpek. Zrobiliśmy ładne zdjęcia wieczorne portu, latarni morskiej i meczetu Janczarów. I wróciliśmy do Stavros na kolacyjkę. Tradycyjnie, po kolacji zasiedliśmy na tarasie naszego domku żeby uzupełnić wpisy na stronie www i zaplanować kolejny dzień. 

Na zwiedzanie wąwozu Samaria musieliśmy wstać o 5-tej rano, bo o 6:15 mieliśmy autobus z Chanii. Przez góry dojechaliśmy na płaskowyż Omalos na wysokości 1200 m n.p.m. i o godzinie 8-ej zaczęliśmy wędrówkę wąwozem. Do przejścia mieliśmy 18 km. Początek był łatwy - schodziliśmy dość stromo ładnym, sosnowym lasem. Co pół godziny były miejsca odpoczynku z ławeczkami. Wiał fajny wiatr więc schodziło się dobrze. Po drodze spotkaliśmy tutejsze dzikie kozy kri-kri. Tak doszliśmy do opuszczonej wsi Samaria na dłuższy postój.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Stąd zaczyna się najciekawsza część wąwozu - ściany stają się bardzo strome i schodzi się korytem strumyka. W najwęższym miejscu wąwóz ma 3 m szerokości a skalne ściany wznoszą się na kilkaset metrów. Trochę już zmęczeni doszliśmy do końca wąwozu - a tam kafejka ze świeżym sokiem z pomarańczy i z piwem. Jeszcze dwa kilometry i doszliśmy do położonej nad morzem wioski Agia Roumeli - jest dostępna tylko od strony morza i z niej mieliśmy wracać promem do Sougii. Znowu tawerna, grecka sałatka, piwo. Jeszcze wyskok na plażę gdzie my z Andrzejem zaliczyliśmy kąpiel w Morzu Libijskim. Promem do Sougii płynęliśmy 45 minut. Potem jeszcze 1.5 godziny autobusem do Chanii i tradycyjne błądzenie w drodze powrotnej do Stavros. W Stavros trafiliśmy na tradycyjną fiestę z okazji wigilii imienin Stavrosa, gdzie mieszkańcy spotykają się w knajpkach - taki polski odpust. Do domku wróciliśmy o 23-ciej i postanowiliśmy kolejny dzień zrobić odpoczynkowywink

I sprawdziło się - rano (tzn. około 10:30) wyruszyliśmy z naszego ośrodka. Postanowiliśmy pojechać do Falasarny. Faktycznie plaże są tam znakomite - szerokie, piaszczyste. Woda super - 100 m od brzegu jeszcze jest płytko. Robią się fajne fale. Posiedzieliśmy na plaży, popływaliśmy w morzu i postanowiliśmy pojechać na ryby do Kolimbari. Na nadmorskiej promenadzie knajpka koło knajpki. W każdej ryby, ośmiornice, kalmary itd. itp. Zjedliśmy sardynki z grila, grecką sałatkę i tzatziki - jak zwykle. Już było późno - więc postanowiliśmy wrócić do Stavros na kawę. Po drodze jeszcze zatrzymaliśmy się przy mauzoleum Venizelosa skąd rozpościera się wspaniały widok na Chanię. Po krótkim odpoczynku w hotelu pojechaliśmy jeszcze do tawerny na kolacyjkę - będąc w Grecji trzeba korzystać z tutejszej kuchni. Znowu grecka sałatka, tradycyjne tzatziki, swordfish z grilla i miejscowe, lokalne wino. Potem jeszcze plany na kolejny dzień.

A zaplanowaliśmy pętlę przez góry do plaż Elafonissi i powrót nadmorską drogą przez Kissamos. Najpierw były piramidy błotne w Potamida - żaden przewodnik o tym nie pisze, ale przypomina to Kapadocję w skali mikro. Widać je z drogi biegnącej z Kissamos do Topolii i dalej do Paleochory. Sam dojazd we wsi jest trochę skomplikowany bo trzeba wjechać między zabudowania kierując się za znakami do kaplicy położonej na wiejskim cmentarzu. Ale piramidy widać - więc trudno je przeoczyć. Połaziliśmy więc po tych dziwnych tworach przyrody, które powstają z gliny - w czasie zimowych i wiosennych deszczy zmieniają swoje kształty a w lecie zastygają w twarde jak kamień wieże i stożki. Porobiliśmy fajne zdjęcia i pojechaliśmy dalej.

Potem była miejscowość Topolia i tunel wyryty w skale tak, żeby mógł nim przejechać autobus. Za tunelem  zatrzymaliśmy się przy podejściu do Groty Świętej Zofii. Grota super, nacieki, stalaktyty. Do tego jeszcze ścieżka prowadząca przez zakamarki groty, wcale niełatwa! bo oświetlona jedynie czerwonymi olejnymi lampkami. Potem jeszcze piwko i fresh orange juice u prawdziwego kreteńczyka z którym zrobiliśmy sobie zdjęcia i któremu obiecaliśmy, że prześlemy mailem jedno z nich na wystakę którą urządził przy wejściu do tawerny. Zrobiliśmy to jeszcze tego samego wieczoru, więc jeśli tam zawitacie może zobaczycie to zdjęcie. Dalej dojechaliśmy do klasztoru Moni Chrisoskalitos - klasztoru złotego stopnia - który nas nieco zawiódł. 98 stopni się nie doliczyliśmy, a i złotego też niedostrzegliśmy. Ale być może, my grzesznicy na to nie zasługujemy.

I wreszcie cel! plaże Elafonissi.  Łazimy po lagunie. Woda do kolan, tłumy ludzi, ale krajobrazy piękne. Mamy nawet pomysł, żeby obejść wysepkę dookoła - ale zwycięża chęć kąpieli.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Z  plaż wracamy krętą górską drogą do Kissamos. I w końcu lądujemy w tawernie SunSet w Stavros. Tawerna ma stoliki rozstawione wprost na plaży - morze szumi w zachodzącym słońcu, a do tego - grecka sałatka, tzatziki, feta z grila, tuńczyk i  dwa kilo wina - to jest to.

Wieczorem tradycyjnie siedzimy na tarasie i snujemy plany na kolejny dzień.

No i pojechaliśmy do Knossos - bo być na Krecie i nie być w Knossos to... Najpierw był Iraklion - ale okazało się że cel, czyli Muzeum Archeologiczne jest w remoncie i można zobaczyć tylko tymczasową ekspozycję. Knossos - no cóż - trochę ruin już widzieliśmy. Oczywiście ponad 3500 lat historii wrażenie robi, chociaż fantazje Evansa na temat kultury minojskiej są dość kontrowersyjne.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Z Knossos przez góry pojechaliśmy do najważniejszego na Krecie monastyru - Moni Arkadiou, który jest symbolem walki kreteńczyków o wolność i wiarę. W czasie rewolty w 1866 r. 943 Greków, głównie kobiet i dzieci którzy schronili się w klasztorze, otoczeni przez przeważające siły tureckie wysadzili się w powietrze woląc zginąć niż się poddać. Tym czynem zwrócili oczy Europy na los greckiego narodu pod okupacją turecką. Obecnie monastyr pełni rolę narodowego sanktuarium poświęconego bohaterom walk. Kościół jest piękny - zbudowany w stylu weneckiego baroku w początkach XVI wieku.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Niestety kolejny dzień jest naszym ostatnim dniem pobytu na Krecie. Rano pakujemy manatki, a ponieważ samolot mamy dopiero o 22-giej więc zostawiamy bagaże w recepcji i postanawiamy poplażować jeszcze w Stavros. Pogoda super, bo w nocy spadł rzęsisty deszcz!

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Jeszcze raz robimy zdjęcia w miejscach gdzie kręcono Greka Zorbę, pijemy piwo w Mama's Place. Jeszcze raz jemy grecką sałatkę i tzatziki. To niestety koniec urlopu - trzeba wracać do pracy frown.

 D&J

P.S. Bardzo nam się podobał hotel w którym byliśmy, obsługa i generalnie serwis oferowany przez zespół www.creteteam.com. Kreta zdziwiła nas swoimi pięknymi, piaszczystymi plażami bo znając z wypraw żeglarskich greckie wyspy raczej się ich nie spodziewaliśmy. Jeszcze trochę zostało nam do zwiedzania, więc może kiedyś tu wrócimy.

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.