• Banner01_5x2_1920x512.png

Norwegia - 2009

Norwegia – kraj fiordów, lodowców, białych nocy -  niby w Europie, a inny niż wszystkie.

Parę lat temu postanowiliśmy go odwiedzić – oczywiście poczytaliśmy na forach jak to najczęściej ludzie robią, ale w końcu zrobiliśmy to po swojemu wink.

Najpierw namówiliśmy Halinkę i Piotra żeby się z nami wybrali. Potem zdecydowaliśmy że zatrzymamy się  w jednym miejscu iSognefiord będziemy zwiedzać co się da dookoła poruszając się samochodem. Potem wyjęliśmy mapę i niewiele się zastanawiając wskazaliśmy sobie to miejsce - mniej więcej w połowie najdłuższego z norweskich fiordów - Sognefjordu. Potem było już z górki smile. Najpierw lokum - tu pomogli nam znajomi Doroty z Gliwic wskazując stronę www.novasol.pl  - to duńska firma specjalizująca się w wynajmowaniu domków letniskowych w Skandynawii i nie tylko. Jak się wie gdzie i w ile osób chce się pojechać można za bardzo przyzwoite pieniądze wynająć na tydzień domek (hytte) w Norwegii (my płaciliśmy ok. 2500 PLN dla 4 osób). Wynajęliśmy więc domek w Balestrand, kupiliśmy bilety na samolot (Balice <-> Bergen, ok 1100 PLN/osobę) i wynajęliśmy samochód Opla Astrę kombi diesel za 340 EUR na tydzień. To wszystko załatwiliśmy nie ruszając się sprzed domowego komputera smile.

Tym sposobem w pewien sierpniowy dzień wyruszyliśmy do Krakowa gdzie mieliśmy się spotkać z Halinką i Piotrem i wyruszyć dalej na spotkanie naszej norweskiej przygody.

Bergen przywitało nas deszczem, ale reszta kwestii organizacyjnych była super. W wypożyczalni samochodów Pan z obsługi bez wielkich formalności poinformował mnie że za chwilę ktoś przyprowadzi samochód pod wyjście z lotniska. Rzeczywiście za chwilę podjechała miła dziewczyna, zapytała czy znam ten model, czy mi coś pomóc - wręczyła mi kluczyki i zniknęła. Nauczony smutnymi doświadczeniami z Grecji mimo deszczu obejrzałem dookoła samochód a ponieważ miał trochę wgnieceń i rys poszedłem do wypożyczalni żeby to zgłosić - Pan lekko zdziwiony powiedział, że w samochodzie jest książka i tam wszystkie uszkodzenia są opisane - jeśli zauważyłem coś czego nie ma to owszem, on zaraz dopisze. Wszystko było opisane - nic więc nie stało na przeszkodzie, żeby ruszyć do Balestrand - mamy do przejechania 200 km.

W padającym deszczu ruszyliśmy - i zaczęło się - kręte drogi wśród wzgórz porośniętych iglastym lasem, co kawałek tunel, co kawałek wodospad, co kawałek jezioro a może morze - bo tu trudno rozpoznać czy to fiord czy jezioro. Kierujemy się na Kamienny kościół w Vikpółnoc drogą nr 13 przez Indre Arna, Vaksdal, Voss, Myrkdalen, Vik do Vangsnes.  Za Myrkdalen zaczynamy się wspinać w góry, serpentyny jak w Dolomitach tyle że dwa samochody mają się kłopot wyminąć - na niektórych odcinkach co kilkaset metrów są specjalne zatoczki - mijanki. Góry, a właściwie płaskowyż Myrkdalen leży na wysokości ponad 1000 m n.p.m. Las zostaje w dole, i jedziemy pofałdowanym dość łagodnymi bezleśnymi wzgórzami porośniętymi  jakimiś machami, porostami, krzaczkami. W dolinkach pełno jezior, pojawiają się też płaty śniegu. Krajobrazy super - gdyby jeszcze nie padało! Dojeżdżając do Vik zatrzymujemy się przy kamiennym kościółku Hove Steinkirke, który zachował się dzięki staraniom Petera Andreasa Blix'a znanego norweskiego architekta. W Vangsnes, w ciągle padającym deszczu czekamy na pierwszą przeprawę promową (odtąd będą już codziennie, czasem po kilka). Wreszcie docieramy do Dragsvik - stąd już tylko rzut beretem do Balestrand.

Jak nam się udało trafić do domku - to sam nie wiem. Mieliśmy opis dojazdu od Novasol-u ale zjazd z drogi publicznej do kilku stojących obok siebie domków toNasz domek była po prostu leśna dróżka. Ale udało się, próbowałem wcześniej dzwonić do właściciela, ale bez skutku, wobec tego zaufaliśmy informacji że klucz będzie w drzwiach. I tak było - domek bardzo fajny - duży salon z kuchnią ( w szafce chleb gdybyśmy byli głodni) dwie sypialnie i łazienka. Z okien widok na najdłuższy fiord Norwegii. Ponieważ deszcz na chwilę przestaje padać po rozpakowaniu się idziemy na krótki spacer po Balestrand.

Hotel Kvik w BalestrandNastępnego dnia oglądamy z bliska słynny hotel Kwik w Balestrand w którym mieszkał cesarz Niemiec Wilhelm II. Później,  korzystając z przerwy w deszczu jedziemy na drogę wodospadów Waterfall Path na płaskowyżu Gaularfjell. To chyba jedyny dzień bez przeprawy promowej. Karkołomną serpentyną wspinamy się na płaskowyż. Krajobrazy pomimo padającego z przerwami deszczu - fantastyczne. Trasa trakingowa pozwala zobaczyć 14 wodospadów. My jadąc samochodem zobaczyliśmy kilka - ale wrażenia niesamowite - moc żywiołów (wzmocniona padającym deszczem) jest porażająca. Ludzi - w zasadzie w ogóle.  W większości miejsc jesteśmy sami.

W kolejnym dniu pogoda trochę się poprawia - jedziemy do Flam aby przejechać się Flamsbana. Po drodzeWodospady w dolinie Gundvandal podziwiamy  fantastyczne widoki na ogromne wodospady. Flamsbana - to kolej - sen szalonego kolejarza - pokonująca na odcinku 20 km wysokość 873 m, największe nachylenie to 55 stopni! Na trasie jest 6 km tuneli - a wszystko to wybudowano w latach 1923-1943 kując tunele głównie kilofami. Każdy wagon dla bezpieczeństwa ma pięć niezależnych systemów hamulcowych!

Wodospad KiosfossenKupujemy bilet w jedną stronę ponieważ powrót planujemy pieszo (21 km). Wewnątrz wagony wygodne, kolorowe, mięciutkie. Widoki z okien wagonów niesamowite - wodospady, rzeki, doliny, wzgórza. Na szczytach widocznych w oddali pasm górskich bieli się śnieg, a wszystko poniżej skąpane jest w soczystej zieleni o najróżniejszych odcieniach. Pociąg zatrzymuje się na 9 przystankach usytuowanych w miejscach, z których rozpościerają się najładniejsze widoki. Jednym z takich przystanków jest drewniana platforma tuż przy potężnym wodospadzie Kjosfossen. Schodzimy wzdłuż FlamsbanaWodospad, szczególnie po kilku dniach opadów robi wielkie wrażenie - potężne zwały wzburzonej wody spadają z potwornym rykiem w skalistą gardziel, tumany wodnego pyłu działają jak solidny deszcz, a do tego mamy jeszcze widowisko w postaci tańczącej do dźwięków muzyki nimfy, elfki czy też trollki (nie wiem jak to nazwać). Odczucia mamy takie jakbyśmy znaleźli się w rzeczywistości "Sagi o ludziach lodu". Dojeżdżamy do stacji końcowej i zaczynamy zejście doliną do Flam. Deszcz chwilowo przestał padać i nawet wyszło słońce więc jesteśmy dobrej myśli. Widoki z trasy dość łagodnie schodzącej w dolinie są super. Roślinność bujna, dominują mchy, porosty w dziwnych kolorach. Niestety słońce nie zaszczyca nas długo swoją obecnością i deszcz ponownie zaczyna padać. Po przejściu około 12 km decydujemy się jednak poczekać na pociąg i zjechać do Flam - deszcz odbiera przyjemność wędrówki.

 Kościółek w UrnesNa dzień następny zaplanowaliśmy między innymi zwiedzanie koścWalka dobra ze złemioła w Urnes - najstarszego zachowanego klepkowego (słupowego) kościoła w Norwegii pochodzącego z 1130 r. Jedziemy więc do Solvorn - oczywiście najpierw prom do Hella - stamtąd promem do Ornes - i jesteśmy przy kościele. Kościółek jest niestety w remoncie ale oprowadzający nas pastor jest bardzo miły i opisuje nam całą technologię budowy kościołów słupowych w Norwegii, z pełnym zaangażowaniem przedstawia portal północny kościoła którego snycerska dekoracja symbolizuje mierzenie się dobra ze złem, pokazane pod postacią walki węży z innymi zwierzętami.

Z Ornes - po spałaszowaniu wspaniałych malin (to norweski przysmak jak się okazuje) jedziemy wzdłuż Lustrafjordu do Skjoelden. Dalszym naszym celem jest Hotel Turtagro położony na skraju słynnego płaskowyżu Jotunheim. Wspinamy się karkołomnymi serpentynami z poziomu morza na ponad 1000 m n.p.m. W hotelu piwko, herbata, kawa i wspaniałe widoki na góry - Jotunheim to po norwesku "kraina olbrzymów" - tu leżą najwyższe szczyty Norwegii. A wszystko to dostępne dzięki "narodowym drogom krajobrazowym". Po herbatce jedziemy jeszcze wyżej drogą Sognefjellswege - prawie na 1400 m n.p.m. - widoki bajkowe - tym bardziej że mamy słońce. Spacerujemy więc słuchając jak pod stopami Jotunheimchrobocze chrobotek reniferowy smile, robimy zdjęcia, podziwiamy widoki. Całej drogi nie przejedziemy - musimy wracać do naszego Balestrand - ale postanawiamy przejechać przez góry do Ovre Ardal. Droga super - zatrzymujemy się zaraz na początku żeby popatrzeć na wspaniałe skalne szczyty Skagastoltindane. Kłębiące się na szczytach chmury tworzą super widowisko.

Już w Polsce planowaliśmy zobaczyć największy kontynentalny lodowiec Europy - czyli Jostedalsbreen (ma 487 kmLodowiec Jostedalsbreen kwadratowych powierzchni, w niektórych miejscach ma podobno 600 m grubości). Z naszego domku do miejsca gdzie turystycznie można go "dotknąć" mamy dosyć daleko - prawie 110 km w jedną stronę. Jedziemy przez Leikanger, Sogndal, Gaupne. Po drodze oczywiście maliny kupowane bezobsługowo ze stojących przy drodze skrzynek. Do Gaupne praktycznie jedziemy wzdłuż fiordu - dopiero za tą miejscowością zaczynamy wjeżdżać w góry. Dojeżdżamy do parkingu Nigardsbreen - jest tam też muzeum lodowca. Lodowiec już widać - rzeka lodu w dali spada w dolinę. Podjeżdżamy dalej płatną drogą nad jezioro Nigardsbrevatnet skąd rozpościerają się piękne widoki na czoło Czoło lodowcalodowca. Można tu się zapisać na trwającą 2 godziny wycieczkę po lodowcu (dają raki, przewodnika, wiążą grupę liną i wyprowadzają na lodowiec) - niestety jest dosyć późno i decydujemy się tylko na spacer na czoło lodowca, żeby dotknąć lodu. Wędrujemy ścieżką wśród zarośli w kierunku widocznego z dala lodu. Ścieżka prowadzi po wygładzonych lodowcem skałach wzdłuż brzegi jeziora. Lód coraz bliżej - ma niesamowity niebieski kolor - ponoć dosyć rzadki to widok na lodowcach. Dochodzimy do lodu - szczeliny spod których wypływają huczące potoki wody robią ogromne wrażenie. Podziwiamy, robimy zdjęcia - sceneria jest wspaniała. Z żalem wracamy do cywilizacji, po drodze jeszcze zatrzymujemy się w Nigardsbreen Gjesteheim na ciasto, kawę i piwo.

Robi się ładna pogoda więc postanawiamy zafundować sobie wycieczkę promową po Neroyfiord - jestNaeroyfiord on na liście dziedzictwa UNESCO i wraz z Gairangerfiord jest uznawamy za najpiękniejszy fiord Norwegii. Wstajemy wcześnie żeby zdążyć do Kaupanger na prom - mamy do przejechania prawie 60 km i do tego przeprawę promową do Hella. Wszystko się udaje - mamy jeszcze czas na zwiedzenie kościółka słupowego w Kaupanger z 1190 r. Okrętujemy się na prom i znajdujemy miejsce na pokładzie z dobrymi widokami. Wieje mocno, ale widoki są wspaniałe. Neroyfiord staje się wąską wstążką wody pomiędzy 1000 metrowymi ścianami. W najwęższych miejscach długi na 18 km fiord ma tylko 500 m szerokości. Podziwiamy skalne ściany, wodospady, zawieszone w dolinkach gospodarstwa. To Norwegia w pigułce. Po prawie 3 godzinach docieramy do Gundvangen. Postanawiamy jeszcze odwiedzić Stalheim - słynny hotel działający od 1885 roku z którego tarasów rozpościera się wspaniały widok na dolinę Neroydal.

Na kolejny dzień zaplanowaliśmy zwiedzanie kościoła słupowego w Borgund - jedynego który dotrwał do naszych czasów w nienaruszonym stanie. Znowu wczesna pobudka, bo do Borgund mamy prawie 100 km i dwie przeprawy promowe po drodze.

Kościół w BorgundPogoda dopisuje więc po pokonaniu promem odcinka z Dragsvik do Hella jedziemy na przeprawę promową Manheller - Fodnes. W Borgund niestety okazuje się że w kościele odbywa się ślub i możemy go jedynie obejrzeć z zewnątrz. Czekać ponad godzinę nie bardzo mamy czas. A szkoda - kościół w Borgund wybudowano w 1150 r. w całości z drewna. I tak zachował się do naszych czasów. Światło wpada jedynie przez wąskie okna, które pierwotnie były okrągłymi otworami w ścianach. Konstrukcja opiera się na dwunastu podporach, które pełnią funkcję nośną i wyznaczają nawę główną kościoła.  Elewację kościoła ozdobiono rzeźbami fantastycznych zwierząt, głowami smoków i runicznymi  inskrypcjami. Troszkę zawiedzeni postanawiamy wracać przez góry słynną Śnieżną Drogą - Aurlandsvegen z Laerdal do Aurland. Jedziemy przez górski grzbiet od 0 do 1300 m.n.p.m. wśród skalistych wzgórz, wielu polodowcowych jezior, prawie cały czas wzdłuż płynącego równolegle burzliwego potoku, czyli dnem Doliny Erdalen. Pojawiają się płaty śniegu. Widoki niesamowite, szczególnie że pojawiają się groźne chmurzyska podkreślające dzikość krajobrazu. Dojechaliśmy do punktu widokowego Stegastein  i tu z wysokości 650 m oglądaliśmy przepiękny (choć trochę zamglony) widok  na Aurlandsfjord  i okoliczne góry. Powrót do Balestrand znaną nam już trasą przez długaśne tunele (jeden z nich ma 24 km długości) staje się już dla nas rutyną.

Ostatni dzień Halinka z Piotrem chcą poświęcić na piesze wędrówki w okolicach domku. My postanawiamy zrobić jeszcze jedną pętlę - okaże się że przejedziemy prawie 240 km. Ale najpierw jedziemy do Fajerdal - to wioska położona na końcu wyjątkowo długiej odnogi Sognefiordu. Za nią czają się jęzory lodowca spływające z gór. JeszGaularfjellcze w latach 70-tych dotrzeć tu można było tylko od strony morza. Fjaerland słynie też jako „miasto książek”, bowiem w liczącej 300 mieszkańców wiosce znajduje się 12 antykwariatów i księgarń oferujących łącznie ok. 250 tys. książek. Po zakupach w księgarni (angielsko/norweski przewodnik po północnej Norwegii) jedziemy do Boyabreen - odnogi lodowca Jostedalsbreen, która zwiesza się prawie nad stojącym u jej stóp hotelem. Pijemy herbatkę i piwo w niesamowitej scenerii podziwając lodowiec przez przeszklone okna restauracji. Jedziemy dalej do Skei i nad pięknym jeziorem Jolstravatnet do Vassenden. Dalej kierujemy się na znaną już nam Gaularfjellet - drogę wodospadów. Tym razem mamy zdecydowanie lepszą pogodę niż w pierwszy dzień co skwapliwie wykorzystujemy oglądając i fotografując piękne wodospady. Szczególnie Likholefossen z przerzuconym nad nim widokowym mostem dla turystów robi wrażenie ze względu na ogromne masy wody z rykiem spadające w przepaść. Jeszcze postój na punkcie widokowym z którego podziwiamy spektakularne serpentyny Gaularfjell spadające w kierunku Sognefjord i jedziemy do Balestrand.

Czas wracać - ale Norwegia zapada nam w pamięci i chcemy tu wrócić. Na pamiątkę pozostają zdjęcia ...

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.