• Banner01_5x2_1920x512.png

Lipiec 1982 - Preludium Tatrzańskie.

Był lipiec 1982 roku. Jak to mówią niektórzy (szczególnie Ci których wtedy jeszcze na świecie nie było) w Polsce panowały ciemności stanu wojennego. Stan faktycznie był. Kilka miesięcy wcześniej udało nam się z Markiem opuścić szeregi LWP. Już wcześniej marzyliśmy, że jak tylko ... to pojedziemy w Tatry. No i stało się - wczesnym niedzielnym rankiem, 18.07.1982 roku przyjeżdżamy do Zakopanego. Ja, Dorota, Ela i Jola - Marek nie załatwił urlopu i ma do nas dojechać. Dowiadujemy się, że w góry w tym czasie bez specjalnej przepustki wyjść się nie da. A tu niedziela, nie ma jej gdzie załatwić. Szukamy noclegów, w końcu lądujemy w schronisku PTSM, a potem idziemy na kąpielisko Hyr (kto jeszcze pamięta, że w miejscu gdzie dziś stoi zakopiański aquapark były wtedy siarkowe baseny?). Tam w odorku siarkowodoru ucinamy sobie drzemkę po nieprzespanej nocy. W poniedziałek rano, wczesna pobudka i bieg do kolejki pod Orbis na Krupówkach, gdzie można było załatwić przepustkę.

Kliknij miniaturkę aby zobaczyć powiększenia dokumentów

Wreszcie po 16-tej mamy je - jedziemy do Kuźnic i po przejściu kontroli ruszamy z plecakami na Halę. Plecaki wypełnione po brzegi bo to takie czasy, że wszystko z sobą trzeba zabrać - śpiwory, puszki konserw, jakieś zapasy uzbierane pracowicie z kartkowych przydziałów, itd. Lekko nie jest, ale wreszcie w góry. To nasza pierwsza z jakże licznych potem wędrówek na Halę Gąsienicową. Sapanie pod górę, i zachwyt kiedy wreszcie osiągamy przełęcz pod Kopą. Oczarowani widokami docieramy do schroniska. Mimo stanu wojennego i przepustek w schronisku pełno - załapujemy się na podłogę. Rano wstaję o 4-tej, żeby zbiec do Zakopanego i wesprzeć Marka w bojach przepustkowych. Jakoś się znajdujemy, chociaż jestem spóźniony i Marka pociąg już przyjechał. Zajmujemy miejsce w kolejce - po południu jest przepustka i ruszamy do naszych pań. Idziemy przez Jaworzynkę, pomagam trochę Markowi nieść plecak - chyba złapałem już kondycję bo Marek nawet bez plecaka sapie za moimi plecami na podejściu. Wreszcie docieramy do schroniska. Dziewczyny już wróciły i z wypiekami na twarzach opowiadają jakie to straszne skały zdobyły podchodząc do Zamarzłego Stawu. Jest fajnie, przedłużamy spanie - niestety dalej na podłodze. Kolejny dzień zapowiada piękną pogodę. Idziemy na Zawrat, to nasza pierwsza wysokogórska wycieczka, pierwsze łańcuchy, pierwszy dotyk skały. Podoba nam się, chyba nawet Dorotce, chociaż ona trochę się boi. I tu pamięć nas zawodzi, archiwalnych zdjęć brakuje i nie pamiętam czy poszliśmy na Świnicę - Marek twierdzi że nie!. Na pewno długo siedzimy na Zawracie, podziwiamy rozległe widoki. Kolejny dzień zaczyna się znowu ładną pogodą. Idziemy na Granaty. Niestety pogoda się psuje i potężna burza zgania nas z gór. Schodzimy Żlebem Kulczyńskiego i wracamy do schroniska - regularnie leje. Niestety, w schronisku okazuje się że nie możemy już dłużej spać na podłodze (limit - trzy noce właśnie nam minął !!!) a pokoi wolnych oczywiście nie ma. Wyrzucają nas bez mrugnięcia okiem Frown. Pogoda pod psem. Klnąc schodzimy już prawie po ciemku do Zakopanego. Łapiemy ostatni autobus do Łysej Polany i po mozolnej wędrówce z Wodogrzmotów Mickiewicza w całkowitych ciemnościach i mżącym deszczu schodzimy do Roztoki. I tu wreszcie pierwsza miła niespodzianka - uśmiechnięta pani (na imię miała Grażynka) mówi że oczywiście, nikt nas nie wyrzuci w taką pogodę, jakbyśmy byli pół godziny wcześniej to jeszcze pokój by się znalazł, a tak to tylko podłoga ale w dobrym miejscu Smile, kuchnia już nie działa, ale  gorąca herbata proszę bardzo... Wreszcie ktoś jak człowiek się do nas odnosi. Dziękujemy, rozkładamy się na pięterku koło schodów. Marek wyczarowuje z plecaka butelkę Żytniej z kłoskiem i pijemy z metalowego kubka, krztusząc się - jak to mówią świństwo, ale dobrze robi. Żeby się nie przeziębić. Uff - to był bardzo długi dzień.

Rano deszcz mija, chmury co prawda jeszcze wiszą, ale pogoda zdecydowanie się poprawia. Udaje nam się załapać pokój i w szampańskich nastrojach gnamy do Morskiego Oka. Dochodzimy do Czarnego Stawu pod Rysami - nad stawem namiot, dwóch żołnierzy w moro, kbk ak leżą porzucone w namiocie. Chłopcy mówią że na Rysy to za późno, a generalnie to nie wolno i już. Nie pytając - bo jeszcze powiedzą że też nie wolno idziemy na Kazalnicę  - Marek niestety wymięka i zostaje. Ja z trójką odważnych dziewcząt wchodzimy pięknym szlakiem na Kazalnicę - widoki super, Rysy jak na dłoni, pod nami Czarny Staw, a niżej jeszcze Morskie Oko.

Kliknij dowolną miniaturkę aby uruchomić pokaz zdjęć

Szlak prowadzi dalej na Przełęcz pod Chłopkiem, ale robi się późno, i decydujemy się na odwrót. Tym bardziej że szlak najłatwiejszy nie jest, a w zejściu wydaje się jeszcze gorszy. Ale bez problemów schodzimy. Dorotka opantentowuje schodzenie na pięciu punktach podparcia, przodem do ekspozycji !!! Marek czeka na nas w schronisku, opowiada o stadach ceprów docierających tu z wizytą. Ela dumnie opowiada mu jakie to przepaściste miejsca przeszła, i że on na pewno by sobie nie dał rady. Wracamy do Roztoki. Pogoda się stabilizuje, miejsca w pokoju mamy, atmosfera w schronisku super. To jest właśnie to po co tu przyjechaliśmy.

W kolejny dzień postanawiamy pójść do Pięciu Stawów, a stamtąd się zobaczy. Poszliśmy do 5-tki - znowu dla większości  to było pierwsze przejście Doliną Roztoki. Po drodze piękne widoki na Siklawę.

Kliknij dowolną miniaturkę aby uruchomić pokaz zdjęć

Kondycję już mieliśmy niezłą - po odpoczynku w schronisku postanowiliśmy pójść na Kozią Przełęcz. Znowu pierwsze podejście do Pustej Dolinki, która tak zachwyci Dorotkę że wielokrotnie będzie tu wracać. Widoki na osławioną Zamarłą Turnię. Wchodzimy na przełęcz, ale znowu późna pora zgania nas w dół. Musimy dobrze wyciągać nogi żeby zdążyć przed zmrokiem do schroniska w Roztoce.

Niestety, wyjazd się kończy. Pakowanie, pożegnanie z panią Grażynką, solenne obietnice że na pewno wrócimy i do domu.

To był nasz chrzest tatrzański. Marek zapowiedział, że na następny rok to on już załatwi żebyśmy nie musieli się prosić o noclegi. Już wymyślamy trasy. Tatry nas zachwyciły, powrót na skalne ścieżki był przesądzony.

 

Jurek (na bazie wspomnień uczestników)

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.