• HynekBanner.jpg

Nie czytają bo studiują

Nie spodziewałem się. Naprawdę się nie spodziewałem, że wrócę do lat dziecięcych i jak harcerz albo jakiś inny skaut forsował będę /górą i dołem/ elektrycznego pastucha. Na drodze z krowimi plackami. Wiadomo, że nie była to autostrada albo zagraniczny trotuar. Wszystko za sprawą grzybów a bardziej ich zbierania. To fantastyczna sprawa ale… Pojechaliśmy na grzybobranie. Lasy niby znane ale dla pewności GPS w rękę /ustawiony jak należy/ i w las. Grzyby, bez rewelacji ale były. Wracamy z kolegą i wspomnianym GPS-em. Jakoś dziwnie wytycza nam drogę / o czym poniżej/ ale przecież urządzenie wie lepiej niż zdrowy rozsądek. Długo to trwało zanim dotarliśmy na właściwe miejsce. GPS nadal pokazywał 5 kilometrów do samochodu! Zrobiliśmy ca 20 km dodatkowo. Żywi i z koszykami w ręku. My, to jedna strona medalu. Kumpel twierdził, że to kosmici przenieśli nas w inne miejsce. W pierwszym momencie nawet byłem w stanie mu uwierzyć, dopóki nie okazało się, że jakieś kłopoty, jakieś serwery, jakaś awaria. Ale co w nogach to nasze. Gorzej wyszli na tym koledzy czekający przy samochodzie. Odwodnieni chcieli się napić ale… mogli tylko popatrzeć przez okno na piwo leżące w samochodzie. Oj cierpieli okrutnie. I chyba nie będziemy już nawet cichutko nucić, że dżipiesik przyjacielem naszym jest.

Ale nie to jest największym moim zdziwieniem ostatniego czasu. Powaliło mnie na beton /dobrze, że nie była to wspomniana powyżej droga zaminowana przez krowy/ stwierdzenie, że „studenci nie czytają bo studiują”.  Pogrubiłem ów anons bo przecież to poezja prawdziwa. I raz jeszcze poezja. Potem niech nikogo nie dziwią poczynania i osiągnięcia /?!/ ludzi z papierami ukończenia uczelni wyższych. Jak w tym kontekście funkcjonuje Najjaśniejsza Rzeczpospolita sami widzimy. aczkolwiek rodzi się pytanie – jak oni studiują – jeśli nie czytają. Pobierają wiedzę w czopkach?  Jakieś cztery dekady temu ówczesny dygnitarz powiedział „przestańmy uczyć się na błędach, uczmy się na uniwersytetach”. Jeśli wierzyć w to studenckie czytelnictwo /bo mam nadzieję, że to jednak pomówienie/ okazuje się, że nie miał racji. I wcale nie dlatego, że zaliczany był do tzw. twardogłowych. Gdzie więc się uczyć? Albo tylko jak?

Może odpowie na to ten fragmencik znaleziony w GW. Zapisałem go bez Autora i nie mogę teraz znaleźć. Wierzę, że nie poczułby się urażony, że przytaczam  „ czas najwyższy, żeby rządzący zrozumieli wreszcie, że czytanie jest nie tylko prawem człowieka, ale też inwestycją oraz jednym ze skuteczniejszych sposobów na walkę z kryzysem, który zaczyna się nie na giełdzie, lecz tam, gdzie kończą się trzeźwość i krytycyzm wobec świata i nas samych. A tego właśnie książki uczą najlepiej.
Czytanie jest też jedyną znaną mi zdrową formą uzależnienia. Jednak to inne używki promuje się skuteczniej w naszym kraju. Oczywiście jedna, druga czy dziesiąta akcja promująca czytelnictwo niewiele zmieni. Tu potrzebny jest plan rozpisany na dziesięciolecie, może nawet dziesięciolecia. Plan, którego realizacja zaczyna się w momencie pierwszego dziecięcego kontaktu z książką, nie pozwala zabić szkole radości czytania i dba o równy dostęp do słowa (biblioteki, głupcze!).”

Jednak Internet to potęga. Wrzuciłem w Google wers i już wiadomo, że napisał to Paweł Goźliński w artykule Polska musi czytać.

ZAH

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.