• HynekBanner.jpg

Jako rzecze Reinhold Messner

    Granice. „Everest w 1978 roku to był tylko test. Chcieliśmy sprawdzić, czy naukowcy mają rację. Mówili, że nie da się wejść na Everest bez tlenu. Ale skąd oni mogli to wiedzieć? Przecież nie mogli, nie byli tam. To miało jednak niewiele wspólnego z przesuwaniem granic, bo zostały one wyznaczone przez pewnego rodzaju dyktatorów, którzy mówili: "Oto granica, dalej nie możesz się posunąć". My nie poszliśmy więc tam przesuwać granice. W ogóle mam problem z tym sformułowaniem - jest dziś tak często używane, że w zasadzie straciło już swoją moc. W Europie mówi się często: "No limits". Jeśli ktoś uważa, że nie mamy ograniczeń, to nie wie nic o człowieku. Nasze istnienie opiera się praktycznie na samych granicach. A wspinaczka nie jest niczym innym, jak tylko sięganiem do tych granic.”

    Dzisiejszy alpinizm. „To turystyka. Szerpowie przygotowują za swoich klientów trasę i wprowadzają ich na szczyt. Poją ich, karmią, pomagają. 90 proc. ludzi, którzy wchodzą na szczyt, nie ma pojęcia o wspinaczce. Wielu z nich na wierzchołku robi sobie zdjęcie. Szuka takiego ujęcia, żeby nikogo nie było widać w tle, a później mówi: "Zdobyłem Everest samotnie".

1980 r., Polacy. „Dla mnie to najważniejsze wejście na ośmiotysięcznik w historii alpinizmu. Polacy nie wiedzieli kompletnie, czego się spodziewać. Wiedza na temat warunków zimowych na takiej wysokości była wtedy znikoma. Nie wiedzieli, jak zimno tam może być, jak mocno może wiać. Co za historia! Pierwsze zimowe wejście na ośmiotysięcznik - i od razu na ten najwyższy!- A co z dodatkowym tlenem, którego Polacy wtedy używali? Jest pan jego przeciwnikiem.- Tlen już nie jest kluczem, kluczem jest pomoc kogoś z zewnątrz. Kiedy wspinasz się na Mount Everest po linach poręczowych, które założyli tam wcześniej Szerpowie, to nie ma znaczenia, czy używasz tlenu. Wytyczone i zabezpieczone przez Szerpów drogi są dziesięć razy większym ułatwieniem niż butla. Bez wyznaczonej trasy nie możesz wyjść z ostatniego obozu na Evereście w kierunku szczytu o północy. Szybko zgubisz drogę nawet mimo światła latarki czołowej. Ale kiedy widzisz wytyczoną trasę, to możesz ruszyć nawet o 21. Masz całą noc i kolejny dzień na wejście na szczyt i powrót. Masz też przy sobie telefon, więc dzwonisz do Polski, Japonii czy tam, skąd jesteś, i pytasz o pogodę. Dostajesz w miarę dokładne dane nawet na 60 godzin do przodu. I spokojnie idziesz. Ale kiedy Polacy wspinali się w zimie na Everest, nie było jeszcze tego wszystkiego. Byli tam sami ze sobą. Spójrzmy na to, co działo się w latach 40. Wszystkie próby wspinaczki na ośmiotysięczniki kończyły się porażkami, bo sprzęt był o wiele gorszy niż teraz, a wiedza o warunkach na tych wysokościach równa zeru. Ale to była prawdziwa przygoda!”

     Droga w nieznane. „Tak! Oczywiście, można też wspinać się samemu klasyczną drogą na K2. Mówiąc "samemu", mam na myśli mały zespół - dwóch, trzech wspinaczy, którzy jednak nie używają lin poręczowych założonych tam przez inne wyprawy. Bo jeśli ktoś korzysta z takiego ułatwienia, to kompletnie mnie to nie interesuje. W czasach moich i Kukuczki wspinacz mógł jechać w Himalaje tylko wtedy, gdy miał duże doświadczenie w Alpach, na Kaukazie czy w Tatrach. Tam zbierał doświadczenia z samotnych przejść wielu klasycznych dróg, sam wiele razy musiał szukać drogi w trudnym terenie, przeżyć w trudnych warunkach, kiedy w ścianie zastała go burza. Później musiał sam zejść, często uciec lawinie. Powoli chłonął tę wiedzę, którą zdobywa się w górach. Teraz to rzadkość.”

    Polacy. „Bez wątpienia największy był Wojtek Kurtyka, zrobił tyle wspaniałych rzeczy. Był mentalnym liderem polskiego himalaizmu. To on prowadził przez pewien czas Kukuczkę ku wielkim wyzwaniom. Kurtyka bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z tego, co robi. Kukuczka z kolei był siłaczem. Miał perfekcyjną intuicję, która pozwalała mu przeżyć w ekstremalnych sytuacjach. Razem dokonywali pięknych, czystych stylowo przejść. Wspaniałym wspinaczem jest też Wielicki. Jego przewaga nad Kukuczką jest taka, że wciąż żyje.”

    Definicje. „Czy można oceniać zachowania wspinaczy w ekstremalnych warunkach? W 1986 roku, po wytyczeniu nowej drogi na K2 zwanej "drogą samobójców", w drodze powrotnej zginął Tadeusz Piotrowski i wielu obwiniało o to Jerzego Kukuczkę. Rok temu ze szczytu Broad Peaku po pierwszym zimowym wejściu nie wrócili Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. A dostało się za to Adamowi Bieleckiemu. - Kiedy zginął Piotrowski, ludzie obwiniali Kukuczkę, ale my, wspinacze, wszyscy wiedzieliśmy, co to była za droga i co się tam może stać. W latach 80. zginęło wielu świetnych polskich wspinaczy. Tak samo było ze Słoweńcami. Przez moment byli najlepsi na świecie, ale zaczęli ginąć. W kilka lat zginęła połowa z nich. Przed Polakami najlepsi w górach byli Brytyjczycy. Poza Boningtonem i Scottem wszyscy zginęli.
Na wyprawie każdy jest odpowiedzialny za siebie samego. Grupa w pewnych momentach jest odpowiedzialna za siebie, ale nie można powiedzieć, co jest dobre, a co złe. W naszym świecie nie ma definicji dobra i zła. Jest tylko możliwe i niemożliwe. Osoba, która normalnie czuje, widzi, że idea wypraw w góry jest zła. I jestem pierwszą osobą, która to powie. Mea culpa. Czymś złym jest pójść tam, gdzie mogę umrzeć.”

    Życie jest logiczne?! „Wielka wspinaczka nie jest żadną inteligentną czynnością. Tak naprawdę to całkiem głupie pchać się w miejsce, gdzie możesz umrzeć. My ruszamy w miejsca, gdzie możemy umrzeć, po to by nie umrzeć. Inteligentna osoba po prostu tam nie pójdzie. Gdy bronimy wspinaczy, nie możemy robić tego przed rodzinami tych, którzy zginęli. To niemożliwe. To, co robimy, nie jest w żadnym wypadku społeczne. Bo logiczne jest, że jeśli ktoś ma rodzinę, to powinien się nią zająć, a nie iść w góry. Ale to indywidualna sprawa i jeśli ktoś mimo wszystko rusza w góry, nic nam do tego. Społeczeństwo nie rozumie tego, co robimy. Dla ludzi to jest złe - i mają rację. Ale my ich nie słuchamy. Dlaczego mielibyśmy słuchać kogoś, kto nie rozumie tego, co robimy?”

Wybrane fragmenty rozmowy Dominika Szczepańskiego z Reinholdem Messnerem z Magazynu Świątecznego Gazety Wyborczej z 9-10 sierpnia 2014 – „Moje góry poza dobrem i złem”.

 

_ Nie tak dawno woda dopadła Beskid Wyspowy - można pomóc- wpłacając pieniądze na konto Caritasu Archidiecezji Krakowskiej; Bank Spółdzielczy Rzemiosła nr 58 8589 0006 0000 0011 1197 0001,

z dopiskiem ”pomoc poszkodowanym z powiatu limanowskiego”.

 

AZH

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.